niedziela, 31 sierpnia 2014

how to waste 2 months?

Próbuję podsumować z myślach wakacje.
Mnóstwo pracy, niespełnione plany. Chciałam coś zmienić, na coś się odważyć, czegoś spróbować. Wyszło jak zwykle, bo jestem tchórzem, bo nie mam pewności siebie, bo szybko się zniechęcam.
Coś miłego? Leżenie na trawie, ciepły wiatr, kwitnące kwiaty w moim ogródku, sierpniowe burze, siedzenie na nagrzanych schodach, zapach maciejki w pokoju.

A teraz szkoła. Strach i jeszcze raz strach. Paniczny niemalże. Bo matura. Bo wybór przedmiotów. Bo miałam zrobić tysiąc rzeczy, tyle się nauczyć, powtórzyć, przeczytać, a ja nie zrobiłam zwyczajnie nic. Tego nienawidzę, niby nowy rok szkolny, ale nie da się zacząć z czystą kartą, już mam tyły, bo nie nadrobiłam zaległości z czerwca, bo nie przeczytałam lektur, bo ktoś oczekiwał, że będę przez te 2 miesiące pracować nad jego przedmiotem, a ja jak zwykle nic nie zrobiłam. Z jednej strony nie miałam kiedy, bo naprawdę ciężko pracowałam, ale mój perfekcjonizm nie pozwala mi się usprawiedliwić taką wymówką. W głębi duszy wiem, że chociażby w niedziele mogłam się uczyć, że gdybym chciała i nie była taka leniwa, zrobiłabym coś w tym kierunku.

No i wiadoma kwestia... O ile lipiec był ok, bo jadłam z umiarem i zdrowo, to sierpień okazał się całkowitą porażką. Przytyłam. Miałam takie cholernie wielkie plany, takie marzenia, całkiem realne, bo szło mi naprawdę dobrze! Tylko, że ja nie potrafię się tak długo utrzymać na powierzchni. Nie umiem pracować wystarczająco wytrwale, by osiągnąć cel. Błyskawicznie się do czegoś zapalam i gasnę równie szybko. Nienawidzę tego w sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz