Czasem po prostu chce mi się jeść niezależnie od stanu zapełnienia mojego żołądka. Słodkie, słone, słodkie, pikantne,słone i znowu słodkie-nie potrafię określić, na co mam ochotę, więc jem wszystko po kolei i w zadziwiających kombinacjach. Albo pochłaniam sam makaron, sam chleb, sam ryż-byle tylko jeść. Moje ciało chce cukru.
Zwykle jestem bardzo oszczędna, a w "te dni" potrafię obkupić się francuskimi bułkami z czekoladą i jeść dotąd, aż zacznie mnie boleć brzuch. Czuję się jak złodziej. Bo wiem, jak patrzę na grubych ludzi, którzy opychają się słodyczami. Chociaż przecież sama tak robię.
W domu chowam się z jedzeniem, przemycam ciastka po bluzą do mojego pokoju i jem sama. Szybko, żeby nikt nie widział. Co do okruszka, wszystko posprzątać, wyrzucić opakowanie.
Po całym dniu w szkole spędzam 40 minut w autobusie, a gapiąc się w szybę myślę o tym, co zjem. Zrzucam plecak, kurtkę-nie jestem w stanie nawet umyć rąk, po prostu zaczynam jeść. To jest godzina dla mnie. Czas odpoczynku po szkole, czas relaksu,czas nie-myślenia, czas przyjemności. Do 18.00. Bo potem muszę iść się uczyć. I kiedy nie daję rady, płaczę. A następnego dnia znowu się zaczyna. Już od śniadania. I poczucie winy. I chęć, by przestać czuć cokolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz